Rozdział 1
-Sam to zrób! Ja mam już dosyć!- krzyknął Naruto.
-Jesteś moim niewolnikiem. Masz mnie słuchać i wyrażać się
do mnie z szacunkiem. Już i tak traktuję cię ulgowo.- odparł ze spokojem
Sasuke.
-Czy ty…pan zdaje sobie sprawę, że my też jesteśmy ludźmi i
możemy być wyczerpani?!
-Gdybyś wiedział jak inni traktują swoich niewolników,
doceniłbyś jak tutaj żyjesz.- odpowiedział.
-Możesz mi…może mi pan cały czas nie przypominać, że jestem
chłopem, niewolnikiem?! Bo ja to wiem! I jestem kim jestem. Nie da się tego
zmienić.
-Dałoby się…- zaczął Sasuke.
-Daj spokój! Wiesz dobrze, że żaden normalny szlachcic nie
zakochałby się w niewolniku zmieniając przy tym jego pozycję w społeczeństwie-
powiedział Naruto nadal krzycząc.
-Może nie…a może tak. Nie wiesz tego.
-No tak. Już widzę siebie na ślubie ze szlachcicem, który
oddaje mi połowę swojego majątku.- odparł sarkastycznie.
-Twoja miłość może być bliżej ciebie niż sobie to
wyobrażasz…-urwał.
-Myślisz o kimś z twojej rodziny?-zastanawiał się Naruto.
-No tak.
Naruto zastanowił się kogo tu widywał. Wiedział, że Sasuke
ma na myśli chłopaka, bo ten wiedział o jego preferencjach. Zdawało mu się, że widział
tu tylko Sasuke i dwóch jego kuzynów. Pierwszy jest ogromnym materialistą i
łasy na pieniądze, a drugi ma dziewczynę i nie widzi poza nią świata. To
znaczy, że…on ma na myśli…siebie. Naruto poczuł jak nogi się pod nim uginają.
-Nieważne.- skończył szybko Sasuke- Muszę już iść. A ciebie
proszę, żebyś wykonał swoje zadanie.
I wyszedł. Wyszedł zostawiając zszokowanego Naruto samego.
Chłopak stał tam kilka minut, wpatrując się bezmyślnie w drzwi, przez które
wyszedł jego pan. Po jakimś czasie ocknął się i ruszył wykonać swoją pracę.
Zapomniał zupełnie o wcześniejszej kłótni między nim, a Sasuke.
Kiedyś, kiedy ojciec pierwszy raz go przyprowadził miał 15
lat, a Uchiha 17. Spodobał mu się. Siedemnastolatek był blady, miał onyksowe
oczy i kruczoczarne włosy. Był bardzo przystojny. Zresztą Naruto nadal tak
uważał. Teraz był 2 lata starszy i wiedział, że nie ma co zawracać sobie nim
głowy. W końcu ich pozycje tak bardzo się różniły. Szlachcic i chłop. To po
prostu nie mogło istnieć. Nie przeszkadzało mu to oczywiście wzdychać do niego za
każdym razem gdy go widział, ani po prostu się w nim zakochać.
-Zakochać?- pomyślał Naruto-Jestem w nim zakochany? Może po
prostu się mi podoba. Przecież każdy kto go zna widzi, że…no dobrze możliwe, że
jestem w nim zakochany. I teraz okazało się, że on też mnie lubi…NIE! PRZESTAŃ
NARUTO! To nie jest możliwe. On miał pewnie na myśli kogoś, kogo ty teraz nie
pamiętasz!
Ale nie mógł przestać o tym myśleć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zmęczony po wykonanej pracy, poszedłem do mojego pokoju.
Miałem tu lepiej niż reszta niewolników. Nigdy tak naprawdę nie wiedziałem
dlaczego byłem lepiej traktowany. Napiłem się świeżej wody, która stała na
stoliku, i położyłem się na łóżku. Przez cały dzień starałem się przypomnieć kogoś
jeszcze, kogoś, kogo mógł mieć na myśli Sasuke. Nie znalazłem nikogo.
Z jednej strony cieszyłem się, bo to prawdopodobnie oznaczało,
że chodziło mu o mnie. A z drugiej wydawało mi się to tak absurdalne i
abstrakcyjne…
Cały czas o nim myślałem. Zdałem sobie sprawę, że naprawdę
jestem w nim zakochany. Przypomniałem sobie jak, gdy byłem młodszy, stwarzałem
różne niedorzeczne historie na temat tego jakby to Sasuke wyznaje mi miłość.
Zachichotałem, zdając sobie sprawę jaki jestem głupi.
Nagle usłyszałem ciche pukanie. Wstałem westchnąwszy i
otworzyłem drzwi. Za nimi ujrzałem Sasuke.
-Tak?- zapytałem zdziwiony.
-Ja…chciałem cię przeprosić.
-Mnie? Za co?- zdziwiłem się jeszcze bardziej.
-No bo… wiesz… nie musisz się do mnie zwracać per pan… i…no
bo… dałem ci to zadanie…- powiedział jąkając się- Ale chciałem żeby było
zrobione jak najlepiej więc… zleciłem je tobie.
-A-aha- nie wiedziałem co powiedzieć. Przyszedł tu do mnie,
przeprosił, a przecież wcale nie musiał. Był moim panem miał prawo mnie
krytykować, zresztą nie poczułem się urażony. Chociaż pewnie gdyby nie zaczął
tego o miłości byłbym wściekły. Serce zaczęło bić mi szybciej.
-Naruto…ja…-zaczął.
-Chyba się zakochałem…- przerwałem mu- W tobie…
Otworzył szeroko oczy w zdumieniu. Nagle drzwi się
otworzyły. Popatrzyłem na nie i zobaczyłem Saia.
-Sasuke-sama ktoś pilnie chce się z panem spotkać.
-Ta-tak…Już idę- odparł Sasuke, cały czas patrząc na mnie.
Zarumieniłem się pod tym spojrzeniem.
-Przepraszam Naruto- szepnął i wyszedł.
Przez kilka minut stałem jak słup i patrzyłem na zamknięte
drzwi. Wyszedł, znowu wyszedł i znów zostawił mętlik w mojej głowie.
-Co ja najlepszego zrobiłem?- Opadłem bezwładnie na łóżko.- A jak mnie stąd wyrzuci? Poczuł obrzydzenie
tym, że mi się podoba? Nie powinienem był mu tego mówić... O jeny co ja
zrobiłem?
Zerwałem się z łóżka i wybiegłem z pokoju. Zbiegłem po
schodach do korytarza i zamarłem. Sasuke stał przy drzwiach twarzą do mnie, ale
nie sam. Stał i przytulał chłopaka. Mężczyzna miał długie czarne włosy i czarny płaszcz, ale nie widziałem jego
twarzy. I nie chciałem widzieć. Spojrzałem na Sasuke, który patrzył na mnie.
Już miał coś powiedzieć, ale odezwał się mężczyzna, który nie zauważył mojej
obecności.
-Kocham cię Sasuke, zawsze cię kochałem.
Sasuke spojrzał na mnie z przerażeniem.
-Naruto- powiedział.
Ale ja tylko odwróciłem się i wybiegłem z korytarza do
salonu. Nikogo tam nie było, więc biegłem dalej. Dotarłem do drugich drzwi
wyjściowych. Odwróciłem się i usłyszałem jak Sasuke mnie woła. Po policzku
spłynęła mi łza.
-Naruto- usłyszałem dużo bliżej.
Szybko ją otarłem i wybiegłem z folwarku. Byłem zły. Zły na
Niego i na siebie jednocześnie. Jak mogłem być tak głupi i uwierzyć, że on
rzeczywiście coś do mnie czuje. I jak on mógł obściskiwać się z jakimś
chłopakiem zaraz po tym jak mu powiedziałem, że…
Znów po policzkach spłynęły mi łzy, ale nie obchodziło mnie
to. Czułem ból. Byłem smutny i zawiedziony. Zrobił mi nadzieję a potem tak po
prostu… Nawet nie mogłem o tym myśleć.
Zdałem sobie sprawę, że wszyscy mnie obserwują. Niech sobie
patrzą, że płaczę. Tego mi chyba nie zabronią. A propos ludzi. Rozejrzałem się.
Byłem już w mieście. I co ja mam teraz ze sobą zrobić? Przyszło mi do głowy,
żeby może wrócić do ojca. Ale on by pewnie kazał mi tam wrócić bez względu na
wszystko. A ja nie chciałem. Nie chciałem tam być, żyć spokojnie i patrzeć jak
najważniejsza dla mnie osoba spędza cały swój czas z człowiekiem, którego kocha
wydając mi w międzyczasie rozkazy.